sobota, 19 stycznia 2013

Raspberry Pi, czar prysł

Prototyp “walizkowy” AR w konfiguracji do odczytu temperatury z czujników 1-Wire DS18S20 działał zgodnie z oczekiwaniami... przez kilka godzin. Potem nie było możliwości połączenia się przez ssh, tak jakby interfejs sieciowy leżał. Nie mogłem też sprawdzić co wyświetlał Raspberry Pi, bo w domu nie ma monitora z możliwością podłączenia do maliny, a poza tym jeżeli podczas startu maliny nie ma podpiętego urządzenia pod hdmi, to wyjście nie jest inicjowane. Po resecie, wszytko działało dobrze... przez kilka godzin i tak kilka razy :( Pobrałem nowy wersję systemu. Podłączyłem pod rzutnik. Proces uruchamiania zatrzymuje się na samym początku (obraz z kolorami tęczy) i wisi :( Ponowne utworzenie karty SD, ale tym razem pod linuxem i system wstał :) ...i działał kilka godzin :( Okazało się, że są problemy z odczytem karty SD/błędy na karcie SD. Kupiłem kolejną kartę SD, tym razem wybrałem taką, o której znalazłem informację że jest “w pełni kompatybilna” z maliną. Tak, różnica polega na tym, że przy każdym uruchomieniu dostaję błąd, że nie można rozszerzyć systemu plików. Ok, to na aktualnym etapie jestem w stanie przeżyć. Nie potrzebuję pełnego rozmiaru karty. Malina działała cały jeden dzień, do momentu kiedy robotnicy nie wybili bezpieczników. Od tego czasu, objawy jak dotychczas, czyli widać po diodach, że system wstaje, ale interfejs sieciowy już nie. Jak na razie, nie miałem okazji aby podpiąć malinę pod monitor i zobaczyć jakie są komunikaty.

W międzyczasie, z czystej ciekawości uruchomiłem środowisko graficzne maliny i ten jeden raz wystarczył mi do stwierdzenia, że to jednak "troszeczkę" za mała moc do takich zadań. Dodatkowo odrobiłem lekcje w temacie architektury ARM, co przekonało mnie, że w moim przypadku zakup Raspberry Pi nie był najmądrzejszym posunięciem. Dla zainteresowanych polecam lekturę wątku forum.doozan.com.

Z drugiej strony, dzięki Raspberry Pi, odkryłem ARM'y :) co doprowadziło mnie do nowego gadżetu ODROID-U2 :D, który właśnie przyszedł w paczce z Korei Południowej :D Jak na razie petarda, ale to w następnym poście...

piątek, 11 stycznia 2013

Żelki, pchełki, koraliki

Z lutowaniem idzie mi średnio. Jak trzeba, to zlutuję, czasami usmażę, ale jak można inaczej to bardzo chętnie. W przypadku kontraktronów zamontowanych w oknach, dochodzi jeszcze element ekwilibrystyki, bo bez drabiny nie ma szans sięgnięcia do kabelków kontraktronu. Trzeba jeszcze obsłużyć lutownicę, cynę, kalafonię, nożyk do izolacji, szczypce i koszulkę termokurczliwą. Kieszenie pełne, rąk brakuje, a grawitacja nie pomaga. Szukałem alternatywy i znalazłem - złączki Scotchlok UY, UR, UG, czyli potocznie “koraliki”, “pchełki”, “żelki telekomunikacyjne”. Rewelacja, bo nie trzeba zdejmować izolacji z kabelków, jest wewnątrz żel chroniący przed wilgocią i przede wszystkim zamieniam lutownicę na kombinerki, nie wspominając o szybkości montażu takich złącz. UY, UR, UG to odpowiednio połączenie dwóch kabli, trzech kabli, dwóch kabli bez rozcinania jednego.
Złączki w akcji (UY, UR) - podłączenie kotraktronów w oknach: